(tłum. Kult)
rok premiery: 1973
produkcja: Wielka Brytania
reżyseria: Robin Hardy
scenariusz: Anthony Shaffer
gatunek: horror, horror psychologiczny
moja ocena: 9/10
Zderzenie żywiołowych praktyk pogańskich z chrześcijańską postawą konserwatywnego policjanta, którego gubi własna moralność. Bardzo naturalistyczny, sensualny horror osadzony w wyspiarskim klimacie. Uwagę zwraca mentalność małej, izolującej się od świata społeczności, w której umiłowanie przyrody i kult ciała, a także niezachwiana wiara w urodzaj, nad którym pieczę sprawują dawne bóstwa, zdają się wieść prym nad obyczajnością, jak i poszanowaniem ludzkiego życia. Ofiary składane z ludzi, nagie kobiety tańczące wokół ognia, silnie zarysowany folklor — to pierwsze skojarzenia na myśl o filmie Kult.
Na odizolowaną od świata wyspę Summerisle przybywa szkocki policjant, sierżant Howie. Ktoś przysłał mu list w sprawie zaginięcia jednej z mieszkanek wyspy, 12-letniej Rowan Morrison. Niestety wszyscy na wyspie twierdzą, że nie znają dziewczynki, jednak frywolne zachowanie wyspiarzy budzi w sierżancie nie tylko sprzeciw, ale i pewne podejrzenia. Zbliża się właśnie Święto Majowe, którego obchody mają zapewnić społeczności urodzaj. Religijnego policjanta osobiście uderza każdy przejaw wszechobecnych neopogańskich praktyk (do tego popieranych przez wszystkich mieszkańców wyspy). Tym bardziej, że wysnuwa on podejrzenia, jakoby życie młodej Rowan planowano złożyć w ofierze.




BYŁO CZEGO SIĘ BAĆ?
W przypadku The Wicker Mana nie możemy mówić o typowym strachu. To horror folkowy; dużo w nim lokalnej muzyki, śpiewów, miejscowego kolorytu, żywiołowości, cielesności. Lęk i niepokój czają się gdzieś między wierszami. Ludzie wdziewający maski z głów zwierząt, mężczyźni pilnujący brzegów wyspy, pogański cmentarz, szkoła, w której dzieci uczą się o kulcie płodności. A nad tym wszystkim pieczę trzyma, z pozoru całkiem "przytomny", lord, który sam kultywuje stare zwyczaje. Oczywiście koniec filmu jest bardzo horrorowy, choć może głownie pod kątem psychologicznym.
ŚWIETNY MOTYW
Cały film można uznać za wybitny. Radosna folkowa muzyka, która kontrastuje z potencjalną grozą sytuacji. Naturalizm bohaterów. Piękne widoki. Niezwykłe wrażenie robi niemal rytualny taniec i śpiew córki karczmarza i to, jak oddziałuje na obecnego w pokoju obok policjanta.
CO NIE WYSZŁO?
Trudno powiedzieć. Jest to jednak jeden z nielicznych horrorów, którego zakończenie przeraża bardziej niż całość fabuły — ta wydaje się bardziej obyczajowa. Zakończenie "robi robotę", ale i pozostawia u widza pewną niewygodę — niezależnie, czy religijną, czy moralną. Ten krzyk zwierząt. Poza tym wygrywa tępy fanatyzm, a to bynajmniej nie nastraja pozytywnie.
Trudno powiedzieć. Jest to jednak jeden z nielicznych horrorów, którego zakończenie przeraża bardziej niż całość fabuły — ta wydaje się bardziej obyczajowa. Zakończenie "robi robotę", ale i pozostawia u widza pewną niewygodę — niezależnie, czy religijną, czy moralną. Ten krzyk zwierząt. Poza tym wygrywa tępy fanatyzm, a to bynajmniej nie nastraja pozytywnie.
DLA KOGO TEN FILM?
Dla tych, którzy nie szukają wartkiej akcji i lubią wczuwać się w koloryt otoczenia, chłonąć atmosferę i nie oczekują, że coś ich prawdziwie przestraszy. Ci, którzy lubią motyw kultu i religijności powinni być zadowoleni. Ale najbardziej film przypadnie do gustu fanom klimatów folkowych, socjologicznych, jak i tym, którzy lubią podpatrywać kulturę małych społeczeństw.
* okładka na górze wpisu: Filmweb
** zdjęcia wewnątrz wpisu: Print Screeny z filmu